A zegar tyka…

Nie wierzyłam że to nastąpi, ale dużymi krokami zbliża się godzina zero – już 26 czerwca rozpocznie się nasza wielka wyprawa na Alaskę. Czas więc kolejnych podsumowań…To był dla mnie bardzo intensywny okres. Z jednej strony mnóstwo stresu i nerwów – porzucenie kariery zawodowej, odejście z pracy na Uczelni, sprzedaż mojego ukochanego samochodu… i to wszystko w zaledwie 3 miesiące. Wiele trudnych spraw dopiero na mnie czeka: mnóstwo łez i pożegnań, uświadomienie sobie, że za kilka dni będę w zasadzie bezdomna na obcym kontynencie i to tylko na moje własne życzenie… Do tego bieżące problemy z finansami, mediami, kompletowaniem sprzętu i przygotowaniem się do wyprawy mocno dają się we znaki… w pewnym momencie zamroziłam tysiaka w 2 namioty, bo sprzęt z Holandii nie dojechał, wiec musiałam pilnie kupić inny. O innych, drobnych problemach nawet nie wspominam… Z drugiej strony, te ostatnie trzy miesiące okazały się dla mnie magicznym czasem: spróbowałam wielu nowych rzeczy – od ogrodnictwa po bartending, zaproszona byłam na rozmowę w night clubie (trochę żałuję, że stchórzyłam i nie poszłam na noc próbną :P), pomagałam przy organizacji biegów na orientację, sprzątałam żygi naszych barwnych gości, jeździłam po mieście samochodem bez hamulców, pierwszy raz w życiu nawaliłam się w robocie jak messerschmitt i prawie za to nie wyleciałam :P, uciekałam od nawalonych adoratorów wszystkich płci, zrobiłam kurs barmański…. i bawiłam się przy tym jak dzieciak na wakacjach, zapominając na chwilę, że mam te 33 lata, poważny wiek chrystusowy i powinnam być mądrzejsza, poważniejsza, odpowiedzialniejsza, skromniejsza…:D Nie wiem czy w fizyce bądź metafizyce istnieje jakiś termin opisujący miarowe posuwanie się do przodu, w przyszłość, przy jednoczesnym cofaniu się, jakby powracaniu w przeszłość. Coś takiego, gdy wiesz, że w jakiś sposób zmienia się Twoje życie, że idziesz w zupełnie nowym dla siebie kierunku, ale jednocześnie niepokoi Cię skryta myśl, że czas, rzeczywistość wokół Ciebie zatacza tylko dziwny krąg i wracasz do miejsca, w którym już byłeś kiedyś, tylko w jakiejś innej, pokrętnej konfiguracji… Właśnie tego udało mi się doświadczyć w owych dniach i mam tylko nadzieję, że dla tych wszystkich doświadczeń warto było zaryzykować… wszystko…

Skomentuj ten wpis